wataha-triumph
 

PRM
  Polski Ruch Motocyklowy 1978

Historia pierwszego transportu

Mężczyźni — transport z 14 czerwca 1940 roku 728 osób o numerach od 31 do 758

    14 czerwca 1940 roku przywieziono do KL Auschwitz pierwszy transport, liczący 728 polskich więźniów politycznych, z więzienia w Tarnowie.

    Znaczną część tego transportu stanowili uczniowie gimnazjum, studenci i wojskowi, aresztowani w jesieni 1939 roku oraz w zimie i na wiosnę 1940 roku w różnych miejscowościach południowej Polski (w okolicach Zakopanego, Nowego Targu, Nowego Sącza, Muszyny, Krynicy, Bukowska, Sanoka, Baligrodu). Podążali do granicy słowackiej, z zamiarem przekroczenia jej i dotarcia przez Węgry do Francji, celem wstąpienia w szeregi tworzącego się tam wojska polskiego. Pozostałych aresztowano już po przekroczeniu granicy, na terenie Słowacji. Hitlerowcy nadali tej grupie miano „turystów” lub „graniczników”. Należeli do nich m. in.: Kazimierz Albin (oznaczony w obozie nr 118); jego brat Mieczysław (nr 116); Jerzy Bielecki (nr 243); Józef Błasiński (nr 460); Antoni Caputa (nr 318); Henryk Hoffmann (nr 229), zginął w 1942 roku; Mieczysław Januszewski (nr 711), po ucieczce z obozu powtórnie aresztowany, tragicznie zmarły w drodze do obozu; Ludwik Karolak (nr 569); Henryk Kasia (nr 666), zginął w 1942 roku; Zygmunt Kasia (nr 164), zginął w 1941 roku; artysta malarz Jan Komski (w obozie Baraś, nr 564); Edward Kopiec (nr 570); Jan Korsak (nr 437), zginął 29 października 1940 roku; Tadeusz Kośmider (nr 624); Eugeniusz Kuzio (nr 372); Kazimierz Lutomirski (nr 450); architekt, artysta malarz Jan Gąsior Machnowski (nr 724); Zbigniew Majewski (nr 425); Stanisław Maliński (nr 69); Janusz Młynarski (nr 355); Jerzy Muchowicz (nr 142); Aleksander Martyniec (nr 644); ppor. dr Edward Nowak (nr 447), zginął 24 gmdnia 194^ roku, po przeniesieniu do KL Lublin — Majdanek; Tadeusz Pietrzykowski (nr 77); Wiesław Piller (nr 350); Ignacy Płachta (nr 758); Karol Przewodnik (nr 572); Alfred Przybylski (nr 471); Marian Słabczyk (nr 368); Zygmunt Smużewski (nr 670); Czesław Sowul (nr 167); Aleksander Szczęśniak (nr 446), zginął 16 stycznia 1942 roku; Jerzy Urbanek (nr 647); Mieczysław Wiatr (nr 565); Stanisław Wojciechowski (nr 317); Tadeusz Wojciechowski (nr 319), zginął 3 maja 1945 roku na zatopionym w Zatoce Lubeckiej statku „Cap Arcona”; Zenon Wojciechowski (nr 320); Stanisław Zyguła (nr 682).

    Oprócz „turystów” w pierwszym transporcie przybyło do obozu także wielu spośród organizatorów i uczestników akcji przerzutu na teren Węgier ochotników do formujących się na Zachodzie armii polskich. Byli to przeważnie mieszkańcy Zakopanego i okolicy — „ludzie gór”, przewodnicy i narciarze. Ci bohaterscy kurierzy tatrzańscy to m. in.: Józef Chramiec-Chramiosek, reprezentant Polski w narciarstwie klasycznym na mistrzostwach świata w latach 1932 i 1936, oznaczony w obozie nr 101, rozstrzelany 24 sierpnia 1942 roku; znakomity narciarz, olimpijczyk, taternik i alpinista Bronisław Czech (nr 349), zmarły w obozowym szpitalu 5 czerwca 1944 roku, w 1967 roku odznaczony pośmiertnie Krzyżem Walecznych; Józef Hordyński (nr 347); Apolinary Kulig (nr 105), zginął 11 grudnia 1940 roku; Romuald Kulig (nr 103), w lipcu 1941 roku wywieziony do zakładu eutanazyjnego w Sonnenstein i zabity tlenkiem węgla; Jan Śnieżek (nr 352), zginął 3 maja 1945 roku w Zatoce Lubeckiej, na zatopionym statku „Cap Arcona”. Wśród mieszkańców innych karpackich miejscowości byli między innymi Adam i Stanisław Drohojowscy (nr 497, nr 499) z Czorsztyna. Obydwaj zginęli w Auschwitz , Adam 23 grudnia 1940 roku, Stanisław 12 marca 1941 roku.

     Znaczącą grupę wśród więźniów pierwszego transportu stanowili też członkowie działającej na terenie Sądecczyzny konspiracyjnej organizacji młodzieżowej Orzeł Biały „Resurectio”. Wśród nich byli: Czesław Bartys (nr 710), Józef Chuchla (nr 703) — zginął 26 marca 1941 roku, Jan Krokowski (nr 226), Tadeusz Kwaśnicki (nr 480), Kazimierz Sichrawa (nr 231), Jan Szewczyk (nr 440), Karol Zając (nr 481).

    W omawianym transporcie przywiezieni zostali również członkowie powstałego w jesieni 1939 roku Związku Walki Zbrojnej, wśród nich był rzeźbiarz Antoni Suchecki (nr 595), przed wybuchem wojny organizator grupy dywersyjnej w Zakopanem z ramienia II oddziału Sztabu Głównego Wojska Polskiego. Do Auschwitz przywieziony został w stroju góralskim. Zginął pod Ścianą Straceń 25 czerwca 1942 roku. Członkiem ZWZ był również podchorąży Antoni Wykręt (nr 613, po wojnie Andrzejewski) z Tamowa, angażujący się z ramienia tej organizacji m.in. w przerzucie na Węgry ochotników do wojska polskiego na Węgry. W ZWZ walczył przeciwko okupantowi także Stefan Syrek (nr 238). Od najmłodszych lat był on zaangażowany w działalność polityczno — niepodległościową i społeczną. Już jako nieletni chłopiec przebywał dwukrotnie w więzieniach carskich. Wydalony z żabom rosyjskiego, rozwinął działalność na terenie powiatu tarnowskiego. Podczas pierwszej wojny światowej walczył w Legionach. Po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę został członkiem Komitetu Cywilnej Obrony Miasta Tamowa, a po opuszczeniu tego miasta przez policję i inne władze cywilne, został komendantem Milicji Obywatelskiej. Walczył w kampanii wrześniowej. Po powrocie do Tamowa z niewoli sowieckiej (obóz w Ostaszkowie) i niemieckiej wstąpił do ZWZ. Werbował nowych członków do tej organizacji i dążył do czynnego przeciwstawiania się okupantowi. 3 maja 1940 roku został aresztowany. Zginął w Auschwitz w komorze gazowej 8 sierpnia 1942 roku. Za swą działalność w ZWZ został również aresztowany i 14 czerwca przywieziony do obozu kpt. Tadeusz Paolone (nr 329, przebywający w obozie pod nazwiskiem Lisowski), organizator konspiracji w Tymbarku koło Limanowej. W obozie kontynuował działalność konspiracyjną w utworzonej przez ppłk Kazimierza Rawicza (przywiezionego w styczniu 1941 roku pod nazwiskiem Jan Hilkner) organizacji wojskowej Związek Walki Zbrojnej. Należał do sztabu tej organizacji. 11 października 1943 roku został rozstrzelany pod Ścianą Straceń w grupie 54 Polaków, wybitnych wojskowych, działaczy politycznych i społecznych.

    W pierwszym transporcie przywieziono ponadto liczną gmpę patriotycznej młodzieży, aresztowanej wiosną 1940 roku w ramach zarządzonej przez generalnego gubernatora Hansa Franka akcji A-B, wymierzonej przeciwko polskiej inteligencji. Wielu spośród tych młodych ludzi marzyło o przedostaniu się przez Węgry do Francji i wstąpieniu do organizującego się tam wojska polskiego, wielu zaangażowanych było w działalność konspiracyjną, kolportaż ulotek i nielegalnej prasy oraz rozpowszechnianie wiadomości z radiostacji alianckich. W grupie tej znaleźli się m. in.: Mieczysław Ciepły (nr 35), zginął 5 czerwca 1942 roku; Edward Ferenc (nr 281); Edward Galiński (nr 531), ujęty po ucieczce z obozu i powieszony najprawdopodobniej w sierpniu 1944 roku; Wiesław Kielar (nr 290); Mieczysław Popkiewicz (nr 36); Antoni Rychłowski (nr 34); Stanisław Ryniak (nr 31), według numeracji obozowej pierwszy więzień polityczny obozu oświęcimskiego; Kazimierz Tokarz (nr 282); Roman Trojanowski (nr 44) — wszyscy aresztowani w Jarosławiu na rozkaz szefa Gestapo Schmidta; Stanisław Kobylański (nr 575) — aresztowany w Rozwadowie; Kazimierz Brzeski (nr 753); Julian Cierniak (nr 275), zginął w czerwcu 1942 roku; Adam Dernoga (nr 747), zginął w 1943 roku w Neuengamme; Alojzy Gibała (nr 272); Feliks Gurgul (nr 751), zmarł z wycieńczenia 5 lutego 1941 roku; Jan Kazan (nr 263), zginął 9 sierpnia 1941 roku; Tadeusz Maślak (nr 262), zginął w 1942 roku; Aleksander Martyna (nr 273); Franciszek Sediwy (nr 271) i jego brat Roman (nr 278); Józef Stos (nr 752); Zbigniew Tryezyński (nr 276); Kazimierz Zając (nr 261); Leszek Zajączkowski (nr 746), zginął 3 maja 1942 w KL Dachau; Mieczysław Zięć (nr 748) — wszyscy aresztowani w Brzesku; Emil Barański (nr 377); Stanisław Barański (nr 132), obydwaj bracia zginęli 3 maja 1945 roku w Zatoce Lubeckiej na zatopionym statku „Cap Arcona”; Zbigniew Bendkowski (nr 383); Jerzy Korczowski (nr 625); Edward Pyś (nr 379); Jan Zdebik (nr 378) — wszyscy aresztowani w Rzeszowie; Adam Kłus (nr 419); Tadeusz Kłus (nr 416) — aresztowani w Łańcucie; Zbigniew Adamczyk (nr 274); Marian Batkowski (nr 428); Jerzy Bogusz (nr 61); Marian Dybus (nr 678); Adam Jurkiewicz (nr 476); Antoni Malinowski (nr 422), zginął w obozie — wszyscy aresztowani w Nowym Sączu, na polecenie szefa Gestapo Heinricha Hamanna; Józef Koczorowski (nr 451); Michał Kruczek (nr 218); Zdzisław Pałasiński (nr 462) — wszyscy aresztowani w Krakowie; Tadeusz Krupiński (nr 224) — aresztowany w Brzozowie; Zbigniew Biel (nr 526) — aresztowany w Limanowej.

    Znaczną część młodzieży stanowili harcerze, głównie z Chorągwi Krakowskiej, wśród nich wspomniani już Kazimierz Albin; Jan Krokowski; Józef Stos; Kazimierz Tokarz; Jerzy Bogusz; Zdzisław Czupryna (nr 563), zginął 25 marca 1944 roku; Jacek Odrowąż Godowski (nr 314), zginął w obozie; Jan Kudynowski (nr 500); Zdzisław Michalak (nr 180); Józef Waśko (nr 573); Stanisław Wesołowski (nr 454); Tadeusz Zaleski (nr 43); Jan Zdebik (nr 378); Eugeniusz Cyba (nr 140) z Chorągwi Śląskiej; Tadeusz Kośmider (nr 624) z Chorągwi Warszawskiej; Jan Gorczyński (nr 147) z Chorągwi Kieleckiej; Zbigniew Kukła (nr 702) z Chorągwi Łódzkiej. W warunkach'obozowych pozostali wierni przysiędze harcerskiej, spieszyli z pomocą najbardziej potrzebującym kolegom.

    Oprócz wymienionych już grup, w pierwszym transporcie znalazły się też osoby aresztowane w czasie obław ulicznych, byli wśród nich: Bronisław Cynkar (nr 183); Jerzy Dyrowicz (nr 506); Kazimierz Dulęba (nr 640), zginął 25 września 1942 roku; Roman Grabowski (nr 59), zginął 20 września 1942 roku; Wiktor Grochala (nr 738); Maciej Grychowski (nr 201); Stanisław Klimek (nr 468); Stanisław Kocjan (nr 65), zginął 2 lutego 1943 roku; Tadeusz Marfiak (nr 741), zginął w 1940 roku; Kazimierz Misiewicz (nr 706); Feliks Myłyk (nr 92); Tadeusz Niedzielski (nr 423); Nikodem Pieszczoch (nr 673); Janusz Pogonowski (w obozie Skrzetuski nr 253), powieszony 19 lipca 1943 roku; Stanisław Trałka (nr 660), zginął 2 października 1942 roku; Bronisław Wajda (nr 182); Jakub Walczak (nr 291), zginął 9 listopada 1940 roku; Kazimierz Waloch (nr 520), zginął 10 listopada 1940 roku; Tadeusz Zaleski (nr 43). Większość spośród nich zaangażowana była w działalność konspiracyjną, niektórzy podążali do granicy słowackiej z zamiarem przedostania się na teren Węgier.

    14 czerwca 1940 roku więźniem KL Auschwitz został również dr Stefan Pizło (nr 333), aresztowany za odmowę objęcia stanowiska Oberkreisarzta oraz współpracy z landratem Niska Ehausem — jednym z twórców i likwidatorów getta w Rzeszowie. Zmarł w obozie 7 lipca 1942 roku.

    Wielu spośród więźniów przywiezionych do Auschwitz w pierwszym transporcie walczyło w kampanii wrześniowej i miało już za sobą pobyt w obozach jenieckich, z których zostali zwolnieni lub udało im się zbiec.

    Więźniowie pierwszego transportu pochodzili z różnych środowisk społecznych, głównie jednak z inteligencji. Większość spośród nich stanowili ludzie bardzo młodzi — studenci i uczniowie gimnazjalni. Kilku więźniów było pochodzenia żydowskiego.

    Punktem zbornym dla więźniów przywiezionych pierwszym transportem było więzienie w Tarnowie. Sprowadzono ich tam głównie z więzień: Montelupich w Krakowie, „Pałace” w Zakopanem, „na Zamku” w Rzeszowie, z więzień w Jarosławiu, Przemyślu, Sanoku, Nowym Sączu, Nowym Targu, Wiśniczu Nowym. Te z kolei więzienia były punktami zbornymi dla więźniów przywożonych z innych mniejszych więzień i aresztów południowej Polski, a także dla aresztowanych na Słowacji. W wymienionych więzieniach i aresztach więźniowie — zwłaszcza podejrzani o nielegalną działalność polityczną i przechowywanie broni — poddawani byli w czasie przesłuchań okrutnym torturom.

    Skomasowanych w więzieniu tarnowskim więźniów w zasadzie już nie przesłuchiwano. Przebywali w poszczególnych celach, pozbawieni możliwości pisania listów, skazani na głód, fatalne warunki higieniczno-sanitarne, nękani niepewnością co do dalszego losu. Rygor więzienny był posunięty tak daleko, że nie wolno im było nawet podchodzić do okien osłoniętych od zewnątrz skrzynkami z desek. W przypadku omijania tego zakazu, do okien strzelali strażnicy — nacjonaliści ukraińscy pełniący wartę na wieżach strażniczych. W przełamaniu tej izolacji pomagali więźniom niektórzy spośród strażników Polaków. Odważni i pełni poświęcenia, ułatwiali im nawiązanie kontaktów z rodzinami, pośredniczyli w przekazywaniu paczek z żywnością, lekarstwami i bielizną, listów, a także ustnych informacji o aktualnej sytuacji polityczno-militarnej w świecie. Więźniom pozbawionym pomocy ze strony rodzin starali się pomagać niektórzy spośród mieszkańców Tamowa. Pomoc dla więźniów (żywność i lekarstwa) organizowało również — przy formalnej zgodzie władz okupacyjnych, jak też drogą konspiracyjną — miejscowe koło Polskiego Czerwonego Krzyża oraz Polski Komitet Opiekuńczy. Z czasem nawiązali ze sobą kontakt również osadzeni w różnych celach więźniowie. Porozumiewali się za pomocą tzw. „koni”, tj. skrawków papiem spuszczanych przez okna na nitkach, a także alfabetem Morse’a. Tą drogą przekazywano sobie świeżo zdobyte wiadomości, jak również dzielono się uwagami co do dalszego swego losu. Zdania w tej sprawie były podzielone. Jedni spodziewali się rychłego wyjścia na wolność, inni wywiezienia na roboty przymusowe do Niemiec. Wszyscy z dnia na dzień oczekiwali zmiany.

    Wieczorem 13 czerwca 1940 roku opróżniono wszystkie cele więzienia tarnowskiego, więźniom wydano depozyty* a następnie skierowano do łaźni miejskiej, gdzie zostali poddani kąpieli i dezynfekcji. Kąpiel i otrzymane depozyty utwierdziły niektórych w przekonaniu, iż następny dzień przyniesie im wolność.

    14 czerwca o świcie wyprowadzono więźniów przed łaźnię i po kilkakrotnym przeliczeniu uformowano w 100-osobowe kolumny, po czym poprowadzono w kierunku dworca kolejowego, pod liczną i dobrze uzbrojoną eskortą policji niemieckiej. Ulice Tamowa były puste, gdyż już wcześniej przygotowano je do przemarszu transportu. Nielicznych przechodniów, wśród których nie zabrakło rodziców niektórych eskortowanych więźniów, powiadomionych o terminie wyjazdu przez strażników więziennych, policjanci niemieccy zapędzali do bram pobliskich domów. W celu zastraszenia mieszkańców Tamowa, policjanci strzelali do okien, w których dostrzegli ukryte za firankami twarze.

    Na dworcu kolejowym więźniów załadowano do podstawionego już wcześniej pociągu osobowego, składającego się z wagonów trzeciej klasy. Strażnicy z eskorty zajęli miejsca w korytarzach, skąd obserwowali więźniów ulokowanych w poszczególnych przedziałach. Około godziny 9 pociąg mszył w kierunku Krakowa. W Krakowie dotarła do więźniów wiadomość o upadku Paryża. Byli świadkami radości esesmanów i żołnierzy Wehrmachtu, słyszeli strzały na wiwat i okrzyki: „Paris ist genommen”, „Paris hat kapińiliert”. Przygnębieni tą wiadomością, niepewni swego losu, zmęczeni tłokiem i upałem, więźniowie z rezygnacją oczekiwali końca podróży.

    Po kilku godzinach znaleźli się na dworcu kolejowym w Oświęcimiu. Stąd po krótkim postoju skierowano transport na zaniedbaną, dawno nie używaną bocznicę, prowadzącą do przedwojennych magazynów Monopolu Tytoniowego. Na jej końcowym odcinku pociąg charakterystycznie szarpał i klinował na starych, zanieczyszczonych torach. Po kilkunastu minutach tej „szarpanej” jazdy (jak ją określili więźniowie) pociąg nagle zatrzymał się. Przez okna wagonów ujrzeli ustawionych wzdłuż torów uzbrojonych esesmanów i liczne stanowiska karabinów maszynowych. Po obydwu stronach drogi wiodącej do jednego z budynków pomonopolowych stali niemieccy więźniowie kryminalni, przywiezieni do KL Auschwitz w maju 1940 roku z KL Sachsenhausen, ubrani w pasiaste spodnie, granatowe bluzy i berety, z pałkami w rękach. Ubiór ten spowodował, iż nowo przybyli więźniowie sądzili, iż są to marynarze niemieccy. Wśród bicia i krzyków wypędzono więźniów z wagonów i pognano na podwórze wspomnianego budynku . Był on otoczony ogrodzeniem z drutów kolczastych, na narożnikach którego stały budki strażnicze. Nastąpiło tu „przyjęcie” pierwszego transportu, które Jerzy Bielecki opisuje następująco:
    „Pod pozorem formowania rzekomo ciągle nierównych szeregów [esesmani i więźniowie kryminalni — I.S.] rozdzielali uderzenia na wszystkie strony. Bili po twarzach, po głowach, plecach i rękach. Kopali w brzuch, w nerki, w golenie nóg. Chodzili wolno pomiędzy wyprężonymi na baczność, sterroryzowanymi więźniami, wyszukując nowe ofiary dla swoich zbrodniczych poczynań. Stale dochodziły głuche odgłosy uderzeń, zmieszane często z jękami maltretowanych. Bukowe kołki, jak cepy, raz po raz unosiły się w górę. Słabsi padali ogłuszeni i dostawali się w zasięg okutych butów. Krew, mieszająca się z potem, plamiła koszule i bluzy (...). Dopiero się zaczęło, a już niektórzy nie byli w stanie ustać o własnych siłach: głód, brak wody i to bicie sprawiały, że ludzie ongiś zdrowi i silni stali dziś u krańca wytrzymałości fizycznej”.
    Sterroryzowani więźniowie musieli wysłuchać przemówienia pierwszego kierownika KL Auschwitz Hauptsturmfuhrera SS Karla Fritzscha, z którego dowiedzieli się m. in„ iż są więźniami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie maja prawo żyć nie dłużej jak trzy miesiące.

    Po kilkakrotnym sprawdzeniu listy więźniów, odebrano im przywiezione ze sobą rzeczy oraz żywność i zapędzono do piwnic budynku, gdzie zostali poddani kąpieli i dezynfekcji. Z kolei zarejestrowano nowo przybyłych, spisano ich personalia i zawody. Każdy więzień oznaczony został kolejnym numerem obozowym. Więźniom, którzy dożyli do wiosny 1943 roku i przebywali nadal w Auschwitz, numery te wytatuowano na lewym przedramieniu. Po około trzech miesiącach pobytu w obozie zrobiono też więźniom zdjęcia w trzech pozach. Jak relacjonuje były więzień Bogumił Antoniewicz, związane z przyjęciem do obozu czynności „(...) odbywały się przy akompaniamencie krzyków esesmanów i kapo w, przypominających ryk dzikich zwierząt. Nawet ci nieliczni spośród nas, którzy znali język niemiecki, nie mogli zrozumieć wydawanych w takiej formie rozkazów. Tym straszliwym wrzaskom towarzyszyło przez cały czas bicie. Kapowie walili w nas na oślep, gdzie popadło. Biegaliśmy po podwórzu zupełnie ogłupiali, zastraszeni, niezdolni pojąć, co się z nami dzieje i czego się od nas wymaga”.

    Wreszcie podzielono więźniów na grupy i ulokowano w kilku salach mieszczących się na parterze i piętrze wspomnianego budynku. Podłoga sal wysłana była cienką warstwą słomy. W straszliwym tłoku i zaduchu (okna sal musiały być szczelnie zamknięte) spędzili więźniowie pierwszy nocleg. Zakłócały go patrole esesmanów wpadających do sal i terroryzujących więźniów krzykiem i biciem. Esesmani pełniący wartę na wieżach strażniczych strzelali do okien, które, z uwagi na zaduch, pomimo zakazu, więźniowie próbowali w nocy uchylić. Potrzeby fizjologiczne załatwiali więźniowie do ustawionych na korytarzu beczek. Ponieważ było ich zbyt mało, szybko zapełniły się, a ich zawartość wylewała się na zewnątrz, co było powodem dodatkowych kar.

    15 czerwca 1940 roku rano więźniowie rozpoczęli okres kwarantanny wstępnej, która miała ich sterroryzować oraz doprowadzić do psychicznego i fizycznego załamania. Codziennie po apelu porannym pod komendą esesmanów i kapo musieli ćwiczyć godzinami na podwórzu „padnij”, „powstań”, „skakać żabką”, „czołgać się”, a także trenować tzw. niedźwiedzi chód (Barengang), polegający na chodzeniu w pozycji pochylonej, z dłońmi na kostkach nóg. Najlżejszą formą ćwiczeń był marsz wokół podwórza. Były więzień Wiesław Kielar tak scharakteryzował okres kwarantanny:
    „Program dnia mieliśmy niezwykle urozmaicony. Starali się już o to kapowie i esesmani. Prześcigali się w wynajdowaniu najrozmaitszych tortur. Całymi dniami uprawialiśmy «sport»: hupfen, rollen, tanzen, kniebeugen. Jeśli «hupfen» — to kilkadziesiąt metrów wzdłuż placu i z powrotem. Jeśli «rollen» — to tam, gdzie był największy kurz. «Tanzen» — dla odprężenia i żeby było śmieszniej, «kniebeugen» - na tempo eins, zwei, drei do pełnego wyprostowania się, a następnie z powrotem aż do przysiadu. Nogi drżały ze zmęczenia jak galareta. Opuchnięta od słońca, ostrzyżona głowa ciążyła jak ołów. Pragnienie paliło wnętrzności”.

    Ćwiczenia prowadzili — najczęściej na zmianę SS-Scharfiihrer Ludwig Plagge, nazywany przez więźniów „Fajeczką”, jeden z kierowników obozu SS-Unter-turmfuhrer Franz Maier (o przezwisku „Laluś”) oraz Rapportfuhrer Gerhard Palitzsch. W przerwach między ćwiczeniami uczono więźniów niemieckich piosenek, form meldowania i odmeldowywania się, jak też sposobu nakładania i zdejmowania czapek, których nota bene więźniowie jeszcze nie posiadali. Nauką śpiewu kierował zazwyczaj Leo Wietschorek, niemiecki więzień kryminalny nr 30. W bestialski sposób bił i znęcał się nad więźniami, których przyłapał na symulowaniu śpiewu lub przekręcaniu słów piosenki.

    Niejednokrotnie esesmani, zmęczywszy się bądź znudziwszy prowadzeniem ćwiczeń, przerywali je i aby zabawić się kosztem więźniów, kazali im np. wspinać się na drzewko rosnące na podwórzu lub skubać zębami resztki trawy zachowane poza placem ćwiczeń. Do tego rodzaju widowisk należało też zmuszanie postawionych na beczkach Żydów i księży katolickich do odprawiania głośnych modłów. Byli obiektem drwin i wymyślnych szykan.

    Kwarantannę odbywali więźniowie w swoich cywilnych ubraniach. Na skutek intensywnych ćwiczeń zamieniły się one wkrótce w łachmany. Pod względem psychicznym więźniowie trzymali się na ogół dobrze. Zdarzały się jednak przypadki załamania i depresji. Wszyscy więźniowie już po kilku dniach kwarantanny znaleźli się u kresu sił. Odczuwali też skutki pobytu w więzieniach, tortur podczas śledztwa, głodu.

    Nielicznej grupie więźniów z pierwszego transportu udało się uniknąć kwarantanny, względnie skrócić jej czas. Byli to więźniowie zatrudnieni przy budowie ogrodzenia wokół bloków 1-3 na terenie dawnych koszar i przygotowujący je do przyjęcia dalszych transportów więźniarskich, więźniowie wybrani do pracy w kuchni obozowej, kuchni esesmańskiej, do transportu kotłów z zupą z kuchni do budynku kwarantanny, skierowani do prac porządkowych i przy segregowaniu i magazynowaniu rzeczy odebranych więźniom do depozytu. Jako pielęgniarze w utworzonej w budynku kwarantanny izbie chorych zostali zatrudnieni: dr Edward Nowak; dr Stanisław Pizło; Józef Hordyński; Eugeniusz Obojski (nr 194), rozstrzelany pod Ścianą Straceń 25 stycznia 1943 roku; Roman Sediwy; Henryk Sieniawski (nr 191); Czesław Sowul (nr 167), późniejszy dyrygent obozowej orkiestry; Marian Toliński (nr 49); Feliks Walentynowicz (nr 46). Pisarzem izby chorych został Kazimierz Szczerbowski (nr 154). Wyboru ich dokonał Rapportfuhrer Palitzsch.

    Powstały poza tym zalążki komanda biura rejestracji więźniów (Aufnahme), wchodzącego w skład wydziału politycznego (Politische Abteilung) i kierownictwa budowy obozu (Bauleitung). Więźniowie zatrudnieni w biurze Aufnahme, głównie ci którzy znali język niemiecki (wśród nich m. in. Feliks Myłyk), zajmowali się ewidencjonowaniem więźniów przywiezionych do obozu (tzw. Zugangów). Więźniowie zatrudnieni w Bauleitung prowadzili inwentaryzację obiektów obozowych jak też budynków położonych na pobliskim terenie, zarządzanym przez władze obozowe. Pierwszymi więźniami komanda Bauleitung byli: Kazimierz Jarzębowski (nr 115), ujęty po ucieczce z obozu i rozstrzelany pod Ścianą Straceń 20 sierpnia 1943 roku; Zygmunt Gabrielowicz (nr ?), zginął w obozie; Józef Koczorowski (nr 451); Eugeniusz Nosal (nr 693). Józef Baltaziński (nr 749), od początku wyznaczony został do pełnienia funkcji tłumacza .

Podczas kwarantanny praca była marzeniem wszystkich więźniów, gdyż chroniła przed morderczymi ćwiczeniami. W tym początkowym okresie więźniowie nie zdawali sobie sprawy, że praca stanie się również jednym ze środków ich zagłady.

    W pierwszych dniach lipca 1940 roku przeniesiono więźniów z budynku kwarantanny na teren właściwego obozu, do bloków 1-3. Tuż przed przeniesieniem otrzymali odzież obozową, a niektórzy również drewniaki. Większość do połowy grudnia 1940 roku chodziła jednak boso. W ostatniej kolejności przeniesiono na teren byłych koszar grupę więźniów chorych i opiekujący się nimi więźniarski personel sanitarny. Skierowano ich do ówczesnego bloku nr 16 (po zmianie numeracji — blok 21). Z tą chwilą kwarantanna w budynku Monopolu Tytoniowego została zlikwidowana. Na kwarantannę dla nowo przywiezionych więźniów władze obozowe przeznaczyły bloki 14 i 15 (po zmianie numeracji nr 19 i 20). Właściwymi blokami mieszkalnymi były w tym okresie: parterowy blok nr 2 (w którym mieściła się także stolarnia) i blok nr 3 (piętrowy). Blokowym bloku 2 był Bernard Bonitz (nr 6), analogiczną funkcję w bloku 3 pełnił Max Kuzerow.

    Między blokami 1-2 stały kotły kuchni polowej, będące zaczątkiem kuchni obozowej. Pierwszym kapo kuchni był Fritz Biessgen (więzień kryminalny, Niemiec oznaczony nr 4).

    Więźniowie ulokowani w blokach 2 i 3 spali na podłodze, na rozłożonych w trzech rzędach siennikach lub na słomie. Ze względu na panujący w poszczególnych izbach mieszkalnych tłok, mogli leżeć tylko na jednym boku, ściśnięci do granic możliwości. Układaniu się więźniów do snu towarzyszyło zawsze bicie przez esesmanów i więźniów funkcyjnych. Ci, których potrzeby fizjologiczne zmusiły do opuszczenia swoich miejsc, po powrocie zastawali je zajęte, bądź w ogóle nie mogli dostać się do nich. Kucali więc pomiędzy szeregami śpiących kolegów i drzemiąc czekali na gong, będący sygnałem do wstawania. Zazwyczaj budzono więźniów około godziny 4 rano. Słaniający się z przemęczenia i niewyspania, odurzeni panującym w izbach zaduchem, więźniowie usiłowali zaczerpnąć wody z kadzi mieszczącej się między blokiem 2 i 3, w celu umycia się. Tym, którzy nie mieli na ciele śladów wody, groziło pobicie przez blokowych.

    Po zakończonej kwarantannie więźniowie skierowani zostali do pracy, głównie przy rozbudowie obozu. W tym początkowym okresie istnienia obozu większość komand (grup roboczych) nie miała jeszcze stałej obsady, a ich skład był często przypadkowy. Najwcześniej zostały obsadzone w sposób względnie stały komanda zapewniające pracę pod dachem, wśród nich te, które stanowiły zalążki przyszłych warsztatów obozowych. Znaleźli w nich pracę głównie rzemieślnicy oraz ci, którzy podali się za nich, nie mając najczęściej o danym zawodzie żadnego pojęcia. Jeżeli udało się im utrzymać pracę, to głównie dzięki pomocy kolegów, którzy przyuczyli ich do zawodu, wyręczając jednocześnie w trudniejszych zadaniach. Skład większości komand pozostał jednak przez pewien czas płynny. W miarę nabywania doświadczenia obozowego, więźniowie przechodzili z komanda do komanda w poszukiwaniu lżejszej pracy i lepszych warunków.

    Znaczna część więźniów zatrudniona była przy pracach związanych z przygotowaniem kolejnych bloków pokoszarowych do przyjęcia następnych transportów, przy budowie krematorium nr I i kuchni obozowej, wyrównywaniu terenu znajdującej się pośrodku obozu przedwojennej ujeżdżalni koni wojskowych, odbijaniu tynku z bloków, w celu ujednolicenia ich zewnętrznego wyglądu, burzeniu domów po wysiedlonych mieszkańcach Oświęcimia (Abbruchkommando), wyładowywaniu materiałów budowlanych oraz ziemniaków i brukwi na tzw. Industriehofie. W lipcu 1940 roku powstały pierwsze komanda rolne, których kapo był Johann Lechenich (więzień kryminalny, Niemiec, nr 19). W centrum uwagi władz obozowych znajdowała się budowa nowego ogrodzenia wokół terenu byłych koszar. W związku z trudnościami w uzyskaniu drutu na ogrodzenie, około 10 lipca 1940 roku utworzono pierwsze komando zewnętrzne (Aussenkommando). Liczyło ono trzydziestu więźniów, a funkcję jego kapo pełnił Michael Gallas (więzień kryminalny, Niemiec, oznaczony nr 10). Umieszczono je na okres około trzech-czterech tygodni w miejscowości Sośnica koło Gliwic i zatrudniono przy likwidowaniu obozu dla jeńców polskich, głównie przy zwijaniu drutu kolczastego z ogrodzenia i zasieków otaczających obóz. Uzyskany w ten sposób materiał posłużył następnie do budowy ogrodzenia obozu oświęcimskiego. W obozie Auschwitz istniało też komando zajmujące się przygotowywaniem drutu kolczastego (jego prostowaniem i nawijaniem na specjalne bębny) do budowy ogrodzenia.

    W pierwszych tygodniach istnienia obozu udawało się czasem poszczególnym więźniom uniknąć w danym dniu pracy, względnie ją symulować. Zdarzało się, iż bardziej przedsiębiorczy więźniowie (najczęściej pojedynczo lub w niewielkich grupkach) tworzyli fikcyjne komanda. Np. Zygmunt Smużewski z własnej inicjatywy pełnił przez kilka dni funkcję odźwiernego przy pomieszczeniu obozowego Gestapo, oświadczając więźniom funkcyjnym, że wypełnia polecenie SS. Niektóre grupy więźniów zatrudniano przy pracach bezcelowych, bezproduktywnych, np. przy kopaniu rowów, a następnie ich zasypywaniu, przenoszeniu desek z miejsca na miejsce, itp.

    Wymienione prace — wziąwszy pod uwagę wyczerpanie więźniów spowodowane pobytem w więzieniach, śledztwem i związanymi z nim torturami, morderczymi ćwiczeniami w okresie kwarantanny i niedostatecznym wyżywieniem — prowadziły do szybkiej zagłady więźniów. Więźniowie zatrudnieni w Abbruchkommando (tj. przy rozbiórce niektórych budynków w okolicy) ginęli przysypani zwałami gruzu, względnie ulegali wypadkom. Na okaleczenie, często na trwałe kalectwo, narażeni też byli więźniowie zatrudnieni przy odbijaniu tynku z budynków dawnych koszar. Pracę tę wykonywali za pomocą nieodpowiednich narzędzi, stojąc na prowizorycznych rusztowaniach. Pył wapienny wżerał się w ich ciała, a w upalne dnie od nagrzanych murów buchał żar. Będąc cały czas widoczni, więźniowie tego komanda nie mogli liczyć nawet na chwilę wytchnienia. Od początku istnienia obozu do najcięższych prac należał wyładunek materiałów budowlanych na Industriehofie. Postrachem zatrudnionych tam więźniów był kapo, (wkrótce oberkapo) Johann Siegruth (więzień kryminalny nr 26). Będąc kaleką (bez ręki) nie ustępował, a wręcz przewyższał swoich kolegów, kryminalistów niemieckich, sadyzmem i okrucieństwem. Na Industriehofie, podobnie jak w. większości innych komand, obowiązywała praca biegiem (im Laufschritt). Zasada ta była tu bezwzględnie egzekwowana. Przez cały dzień na odcinku łączącym kolejową rampę wyładowczą z magazynami, więźniowie, uginając się i słaniając z wyczerpania, dźwigali 50-kilogramowe worki z cementem lub pchali taczki załadowane cegłami. W czasie codziennego formowania się komand, do pracy na Industriehofie było zawsze najmniej chętnych. Esesmani i więźniowie funkcyjni zapędzali tam więźniów siłą, a kapo Siegruth, chodząc wzdłuż szeregów innych komand, starał się odnaleźć tych, którzy z jego komanda uciekli. Nie mniej ciężka była praca przy wyrównywaniu terenu dawnej ujeżdżalni koni, na którym potem wybudowano osiem nowych bloków. Całymi dniami biegali tam więźniowie z taczkami załadowanymi ziemią, poganiani przez esesmanów i kapo,którzy nie szczędzili im razów. Bicie i różnego rodzaju szykany towarzyszyły wszystkim czynnościom wykonywanym przez więźniów.

    Z upływem czasu, w miarę stale rosnącego stanu liczbowego obozu, więźniowie z pierwszego transportu ulegli rozproszeniu we wciąż powiększającej się społeczności obozowej. Wielu z nich po przeżyciu trudnego okresu kwarantanny i zdobyciu obozowego doświadczenia zaczęło pracować w różnych komandach wewnętrznych. Niektórzy, z uwagi na znajomość języka niemieckiego, zostali z konieczności zatrudnieni w biurach obozowych, m. in. w izbie pisarskiej, biurze przyjęć obozowego Gestapo (Aufnahmebiiro Politische Abteilung), oddziale zatrudnienia. Z chwilą powstania obozowej rzeźbiarni znalazł w niej zatrudnienie m.in. artysta malarz, architekt Jan Gąsior Machnowski. Razem z Xawerym Dunikowskim, profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (przywiezionym do Auschwitz 20 czerwca 1940 roku) wykonywali plastyczne makiety obozu. Artysta malarz Jan Komski (w obozie Baraś, Nosek) zatrudniony początkowo przy budowie obozu, został po pewnym czasie zatrudniony w komandzie Bauleitung przy opracowywaniu planów i map terenu obozowego, następnie w Arbeitseinsatz (biurze zatrudnienia więźniów). Komandate umożliwiały pracę pod dachem i dawały pewną szansę przeżycia obozu

    Te pozornie bezpieczne komanda nie chroniły jednak więźniów, zwłaszcza zaangażowanych w działalność obozowego ruchu oporu, przed rozstrzelaniem, powieszeniem czy też chorobami zakaźnymi. Np. w dniach 21, 26 i 27 maja 1943 roku aresztowano i osadzono w piwnicach bloku 11 (w obozowym areszcie) 28 więźniów z komanda mierniczych, podejrzanych o działalność w obozowej organizacji ruchu oporu, kontakty z ludnością cywilną i udzielenie pomocy w ucieczce Kazimierzowi Jarzębowskiemu, Stanisławowi Chybińskiemu (nr 6810) oraz Józefowi Rotterowi (nr 365). Spośród aresztowanych aż 13 rozstrzelano 25 czerwca 1943 roku, a 12 powieszono 19 lipca 1943 roku na zbiorowej szubienicy przed kuchnią obozową. Wśród powieszonych było 3 więźniów z pierwszego oświęcimskiego transportu: Bogusław Ohrt (nr 367), Leon Rajzer (nr 399) i Janusz Pogonowski. Postać Pogonowskiego utkwiła w pamięci więźniów w związkuz jego bohaterskim zachowaniem się podczas egzekucji. Gdy komendant Rudolf Hóss rozpoczął odczytywanie wyroku, stojący pod szubienicą Janusz Pogonowski przewrócił stołek, na którym stał, i zawisł na pętli. Więźniowie, świadkowie egzekucji zrozumieli, iż w ten sposób zademonstrował on swoją pogardę wobec reżimu hitlerowskiego i zaprotestował przeciwko panującemu w obozie bezprawiu. 11 października 1943 roku rozstrzelani zostali pod Ścianą Straceń, w grupie 54 więźniów — wybitnych wojskowych, działaczy politycznych i społecznych, członków konspiracyjnego Związku Organizacji Wojskowych: Karol Karp (nr 626), Kazimierz Kowalczyk (nr 353), Tadeusz Paolone.

    Już w 1940 roku więźniowie pierwszego transportu włączyli się do działalności konspiracyjnej. Jednym z pierwszych przejawów tej działalności było niesienie pomocy więźniom nowo przybyłym do obozu. Najczęściej od więźniów o niskich numerach obozowych, zatrudnionych np. przy rejestracji nowo przybyłych (tzw. Zugangów), słyszeli oni pierwsze słowa otuchy, pouczenia o sposobie zachowania się w obozie, przestrogi przed najgroźniejszymi esesmanami i więźniami funkcyjnymi. Od nich też nierzadko otrzymywali pierwszą dodatkową kromkę chleba, chochlę zupy, formularze listów obozowych i znaczki. Jednym z przejawów ruchu oporu było też celowe fałszowanie rzeczywistych zawodów przywożonych do obozu więźniów i umożliwienie im w ten sposób podjęcie pracy w lżejszych komandach. Akcją pomocy starano się też objąć przywożonych do obozu znanych działaczy politycznych i społecznych. Swoistą formą samoobrony było lansowanie opinii o rychłym końcu wojny i klęsce Niemiec. Dodawało to wielu więźniom otuchy i chęci do walki o przetrwanie. Już w 1940 roku więźniowie z komanda mierniczych — Kazimierz Jarzębowski, Janusz Pogonowski, Leon Rajzer, Bogusław Ohrt — zatrudnieni na zewnątrz obozu przy pomiarach terenu, nawiązali kontakty z osobami zaangażowanymi w niesienie pomocy więźniom. W porozumieniu z więźniami- lekarzami zatrudnionymi w obozowym szpitalu przynosili do obozu niezbędne lekarstwa i witaminy. Między innymi dzięki tego rodzaju działaniu szpital obozowy mógł wobec części chorych więźniów spełniać swą właściwą rolę. Z narażeniem własnego życia walczyli tu o życie swoich obozowych kolegów więźniowie lekarze, wśród nich dr Edward Nowak i Stefan Pizło, zyskując wśród nich autorytet i zaufanie. Więźniowie komanda mierniczych, wśród nich więźniowie z pierwszego transportu, pośredniczyli też w przekazywaniu poza obóz nielegalnej korespondencji (grypsów), wiadomości o zamierzeniach władz obozowych, wyciągów z dokumentów hitlerowskich, spisów rozstrzelanych. Materiały te dostarczali im więźniowie zatrudnieni w biurach obozowych. W akcji samopomocy więźniarskiej zasłużyli się m. in. bracia Stanisław i Emil Barańscy, zatrudnieni w szpitalu SS. Stanisław Barański zaangażowany był ponadto w utworzonym przez rotmistrza Witolda Pileckiego (przywiezionego do obozu 22 września 1940 roku transportem z Warszawy pod nazwiskiem Tomasz Serafiński, nr 4859) Związku Organizacji Wojskowych i cieszył się jego przyjaźnią i zaufaniem. Członkami tej organizacji byli również Józef Chramiec (nr 101), Aleksander Fusek (nr 775), Karol Karp, Witold Kosztowny (nr 672), Stanisław Kożuch (nr 325), Jan Gąsior Machnowski, Tadeusz Myszkowski (nr 593), Edward Nowak, Eugeniusz Obojski (nr 194), Tadeusz Paolone, Tadeusz Pietrzykowski (nr 77), Zygmunt Sobolewski (nr 88), Czesław Sowul, Alfred Stóssel (nr 435), Antoni Suchecki, Marian Toliński, Zygmunt Turzański (nr 615), Jan Zięba (nr 66), Jerzy Żarnowiecki (nr 616) a także Jan Komski i Mieczysław Januszewski, zatrudnieni w Arbeitseinsatz, którzy, według relacji Pileckiego, oddawali jej wielkie usługi. Głównym celem organizacji (oprócz wzajemnej pomocy, przekazywania informacji na zewnątrz, rozpowszechniania zdobytych różnymi drogami wiadomości z zewnątrz) było przygotowanie zbrojnego powstania w sprzyjających ku temu okolicznościach.

    Więźniowie z pierwszego transportu zapoczątkowali też ucieczki z obozu. Jako pierwszy 6 lipca 1940 roku zbiegł z obozu Tadeusz Wiejowski (nr 220) w przebraniu robotnika cywilnego. Ucieczka pociągnęła za sobą dotkliwe represje: 19-godzinny karny apel (najdłuższy w historii obozu oświęcimskiego), śledztwo związane z biciem i torturami grupy więźniów podejrzanych o udzielenie pomocy w ucieczce oraz wywiezienie ich karnym transportem do KL Flossenbiirg, gdzie większość z nich zginęła. Represje dotknęły również robotników cywilnych, którzy pomogli mu w ucieczce lub byli o to podejrzani. Tadeusz Wiejowski został, niestety, ponownie aresztowany, umieszczony w więzieniu w Jaśle i rozstrzelany w jednym z nieczynnych szybów naftowych. Według posiadanych przez Muzeum w Oświęcimiu danych, ciągle jeszcze niepełnych, w różnych okresach czasu zbiegli: Kazimierz Albin , Kazimierz Andrysik (nr 89), Florian Basiński (w obozie Józef Rotter nr 365), Marian Batkowski, Jerzy Bielecki (z więźniarką Żydówką Cylą Stawiską), Władysław Borkowski (nr 495), Stanisław Furdyna (nr 193), Edward Galiński (wraz z więźniarką Żydówką Malą Zimetbaum), Kazimierz Jarzębowski, Mieczysław Januszewski, Adam Klus, Tadeusz Klus, Jan Komski, Stanisław Maliński (nr 69), Augustyn Mańkowski , Aleksander Martyniec (nr 644), Zdzisław Michalak, Józef Musielak (nr 512), Władysław Piłat (nr 330), Wiktor Pasikowski (nr 745), Lesław Pivirotto (nr 380), Jerzy Sadczykow (nr 623), Jan Sarapata (nr 300), Bronisław Wieczorek (nr 612), Antoni Wykręt, Stanisław Zyguła. Niektóre z tych ucieczek, zwłaszcza podjętych w pierwszych latach istnienia obozu, pociągnęły za sobą aresztowanie rodzin uciekinierów. W odwet za ucieczkę Kazimierza Albina aresztowana została jego matka,trafiła do Auschwitz, następnie do Ravensbriick, skąd szczęśliwie wróciła do domu. W odwet za ucieczkę z obozu braci Klusów więźniami KL Auschwitz zosta- [i ich rodzice: Stefania i Tomasz Klusowie. Stefania Klus, dzięki pomocy obozowych kolegów syna, przeżyła obóz, Tomasz Klus, niestety, do domu nie powrócił. Zginął najprawdopodobniej podczas ewakuacji Auschwitz. Niektóre z ucieczek zakończyły się, niestety, tragicznie: Władysław Borkowski — zastrzelony podczas ucieczki, Kazimierz Jarzębowski — ujęty i po ciężkim śledztwie rozstrzelany, Edward Galiński — ujęty i po ciężkim śledztwie powieszony, zginęła także towarzyszka jego ucieczki Mala Zimetbaum, Jerzy Sadczykow — zastrzelony w trakcie ucieczki, Mieczysław Januszewski — po ujęciu popełnił najprawdopodobniej samobójstwo w drodze do obozu, Florian Basiński — powieszony w Sosnowcu jako zakładnik. Jan Komski został ponownie aresztowany,ale nie zidentyfikowany w obozie, dzięki pomocy kolegów, trafił wkrótce do KL Buchenwaldu. Los kilku uciekinierów nie jest znany.

    Niektórzy spośród więźniów, którym udało się wydostać na wolność, włączyli się w nurt walki z okupantem. Liczna grupa uciekinierów, wśród nich: Marian Batkowski, Stanisław Furdyna, Stanisław Pawliczek, Leszek Pivirotto, Antoni Wykręt, Stanisław Zyguła, walczyli z determinacją i bohatersko na terenie przyobozowym w oddziale partyzanckim AK — „Sosienki” (wchodzącym w skład Komendy Obwodu AK Oświęcim), dowodzonym przez por. Jana Wawrzyczka. Jednym z zadań tego oddziału było przejmowanie uciekinierów z obozu. 3 grudnia 1944 roku, podczas jednej z akcji, w potyczce z SS zginął Stanisław Furdyna. Aresztowany podczas tej akcji Antoni Wykręt zbiegł w drodze do obozu, wyskakując z pędzącego samochodu. Kazimierz Albin po ucieczce z obozu ukończył konspiracyjną szkołę podchorążych i został dowódcą Dywersji Bojowej Armii Krajowej III odcinka Komendy Obwodu Kraków — Miasto. Brał udział w wielu akcjach dywersyjnych. W akcjach bojowych AK na terenie województwa krakowskiego i tarnowskiego brał udział również Adam Jurkiewicz, zbiegły z Hannover-Stócken (podobozu KL Neuengamme).

    Istotnym świadectwem postawy więźniów z pierwszego transportu są zachowane grypsy więźnia Janusza Pogonowskiego, przekazane rodzinie za pośrednictwem łączniczek przyobozowego ruchu oporu, tchnące tęsknotą za wolnością i umiłowaniem Ojczyzny. W 1998 roku zostały opublikowane w książce pt. Listy z Auschwitz. Jak wcześniej zaznaczono, Janusz Pogonowski nie doczekał upragnionej wolności, zginął powieszony na szubienicy 19 lipca 1943 roku.

    Kilkudziesięciu więźniów (jak dotąd ustalono, 76 osób) zwolniono z obozu głównie na skutek starań rodzin, którym udało się przekupić wpływowych funkcjonariuszy nazistowskich. Po upływie okresu, podczas którego znajdowali się pod szczególną obserwacją Gestapo, a niejednokrotnie też nieufnych osób z najbliższego otoczenia, niektórzy spośród nich włączali się ponownie do działalności konspiracyjnej. Tadeusz Ciastoń (nr 727) zginął w partyzantce, a Jerzy Korczowski w rok po powrocie z obozu został zaprzysiężony w AK. Niektórzy spośród zwolnionych więźniów trafili z powrotem do obozów, np. Jerzy Baran (po wojnie Hronowski, nr 227) do KL Auschwitz, skąd został przeniesiony do KL Buchenwald, Władysław Tabor (nr 545) do KL Płaszów, Roman Trojanowski został skierowany do pracy w Baudienst, a następnie do obozu pracy na terenie huty w Stalowej Woli.

    Spośród 728 więźniów pierwszego transportu co najmniej 227 więźniów zginęło w KL Auschwitz (16 rozstrzelano, 4 powieszono, 5 zabito w komorze gazowej). Co najmniej 266 więźniów przeniesiono bądź ewakuowano do innych obozów — nie mniej niż 61 spośród nich zginęło, znaczna część spośród nich 3 maja 1945 roku w Zatoce Lubeckiej, razem z kilku tysiącami więźniów z KL Neuengamme, zatopionymi na zbombardowanych przez lotników brytyjskich statkach „Cap Arcone”, „Thielbeck”i „„Deutschland”. Zginęli w przeddzień zakończenia wojny, po kilku latach męczarni i walki o przeżycie kolejnego dnia. 3 więźniów pierwszego transportu — Romuald Kulig, Ludwik Kaszycki (nr 242), Antoni Bator (nr 374) — 28 lipca 1941 roku włączono do grupy 573 więźniów, wyselekcjonowanych jako niezdolnych do pracy i wywieziono do zakładu eutanazyjnego w Sonnenstein, gdzie zostali zabici tlenkiem węgla. Łącznie nie przeżyło obozów co najmniej 300 więźniów, los około 100 pozostaje nieznany.

    Większość więźniów pierwszego transportu ocalałych z obozowej gehenny, wyzwolonych głównie w obozach koncentracyjnych położonych w głębi III Rzeszy bądź w trakcie ich ewakuacji (co najmniej 3 więźniów wyzwolono w Auschwitz), powróciła do Polski i nie zważając na swój zły stan zdrowia, niezwłocznie podjęła pracę w różnych dziedzinach zrujnowanej gospodarki. Więźniowie, którym wojna przerwała naukę, kontynuowali ją, wielu spośród nich wstąpiło na wyższe uczelnie, a po ich ukończeniu zajęło odpowiedzialne stanowiska w odbudowującej się ojczyźnie.

    Niektórzy spośród więźniów nie uniknęli, niestety, represji w powojennej Polsce. Np. Wojciech Drewniak wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z dnia 17 marca 1947 roku skazany został na karę śmierci, którą 21 listopada 1947 roku zmieniono na karę dziesięciu lat więzienia (złagodzoną do pięciu lat), za przerzut rodzin oficerów II korpusu gen. Andersa do amerykańskiej strefy okupacyjnej Niemiec Zachodnich, w okresie od połowy grudnia 1945 do połowy marca 1946 roku. 15 listopada 1990 roku, w związku z rewizją nadzwyczajną wniesioną przez Ministra Sprawiedliwości, Sąd Najwyższy w Warszawie uniewinnił Wojciecha Drewniaka od przypisanych mu czynów. Więźniem Urzędu Bezpieczeństwa był też mgr inż. Tadeusz Korczowski, kapitan rezerwy, szef łączności podokręgu AK-Rzeszów. Przez szereg lat pod stałą inwigilacją Urzędu Bezpieczeństwa pozostawał też Kazimierz Tokarz.

    Znacząca grupa więźniów (co najmniej 44 osoby), zwłaszcza związanych podczas wojny z AK, w obawie przed represjami zdecydowała się nie powrócić do ojczyzny, osiedlając się w Anglii, Francji, Austrii, Szwecji, Niemczech, Belgii, USA, Kanadzie, Wenezueli, Izraelu, Australii. Niektórzy spośród nich, dzięki swym uzdolnieniom i wysokim kwalifikacjom w różnych zawodach, zdobyli uznanie i zaufanie nie tylko wśród miejscowej Polonii, ale także w szerokich kręgach społecznych. Na przykład Jan Gąsior Machnowski, architekt, artysta malarz, uczeń i przyjaciel Xawerego Dunikowskiego, po obozowych przeżyciach osiadł w Caracas i jako architekt uczestniczył w rozbudowie stolicy Wenezueli, a jako artysta malarz zyskał pozycję znanego i cenionego artysty Ameryki Łacińskiej. Jego obrazy znajdują się w wybitnych kolekcjach wielu krajów. Jan Komski — artysta malarz, grafik — do 1949 roku przebywał na terenie Niemiec. Już w 1945 roku wykonał cykl rysunków Za drutami, które wydał w formie albumu w Monachium. Od 1949 roku mieszka w USA, gdzie również podejmował tematykę obozową. Jego obrazy wystawiane były w Niemczech, Anglii, w USA,Polsce. W Stanach Zjednoczonych zamieszkał również Tadeusz Wojtkowski. Zaangażowawszy się w działalność organizacji polonijnych, został prezesem Związku Byłych Więźniów (Kacetowców) oraz członkiem licznych stowarzyszeń, m.in. Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej. Będąc w KL Auschwitz świadkiem ofiarowania życia przez ojca Maksymiliana Kolbego za życie współwięźnia,stał się krzewicielem jego kultu. Z jego inicjatywy powstał pomnik św. Maksymiliana u ojców karmelitów w Munster w Indianie. Zaprojektował też kaplicę jego imienia we Franklin Wisconsin. Z jego inspiracji dr Elaine Stone wydała książkę Maximilian Kolbe Saint of Auschwitz. Napisał do niej przedmowę. Zapraszany do szkół i kościołów dzielił się swoimi przeżyciami obozowymi. Drugą ojczyzną Antoniego Wykręta (ps. „Kirgiz”) żołnierza AK, uciekiniera z KL Auschwitz, poszukiwanego po wojnie przez UB, stała się Kanada. Był tam zaangażowany w ruchu harcerskim, działał w Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów. Za swoją działalność wojenną i powojenną (do 1949 roku był oficerem w sztabie 2. Polskiego Korpusu pod dowództwem gen. Władysława Andersa we Włoszech, następnie w Anglii) uhonorowany został licznymi odznaczeniami, m.in. otrzymał papieski medal Benemerenti. Strażnikiem pamięci o Auschwitz w dalekiej Australii jest Eugeniusz Gerard Hejka, w chwili aresztowania (wraz z dwoma braćmi) absolwent Korpusu Kadetów w Rawiczu. Do dziś zajmuje prestiżową pozycję w środowisku polonijnym Adelajdy. Już w 1954 roku założył tam szkołę polską, a w kilka lat później polskie gimnazjum. Od 1998 roku pełni funkcję prezesa Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. Jest członkiem londyńskiego i poznańskiego Klubu Kadetów.

    Po wojnie więźniowie pierwszego transportu, zarówno przebywający w kraju jak i za granicą, w znaczący sposób przyczynili się i nadal przyczyniają do upamiętniania ofiar KL Auschwitz i szerzenia wiedzy o tym obozie. Opublikowane przez nich wspomnienia, tłumaczone na wiele języków, jak np. Anus mundi Wiesława Kielara, List gończy Kazimierza Albina, Kto ratuje jedno życie Jerzego Bieleckiego, docierają do szerokiego kręgu czytelników. W 1998 roku,niedługo przed śmiercią, opublikował swoje wspomnienia pt. Bez retuszu również Edward Ferenc, a w 2000 roku Kazimierz Tokarz wydał książkę pt. Nie tracić nadziei. Liczne wspomnienia i relacje byłych więźniów pierwszego transportu przechowywane są w archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Apelem o przeciwdziałanie wszystkiemu, co mogłoby doprowadzić do powtórzenia się Auschwitz jest również stała wystawa artysty scenografa Mariana Kołodzieja Klisze pamięci. Labirynt, która prezentowana jest w kościele oo. franciszkanów w Harmężach pod Oświęcimiem. Takim apelem jest również przedstawiona wyżej twórczość działających poza granicami Polski artystów: Jana Gąsiora Machnowskiego i Jana Komskiego. Szereg więźniów pierwszego transportu działało i nadal działa w Towarzystwie Opieki nad Oświęcimiem oraz innych stowarzyszeniach zajmujących się upamiętnianiem ofiar nazizmu, przekazując oświęcimskie dziedzictwo współczesnym i potomnym. Z inicjatywy TOnO, zwłaszcza jego prezesa Kazimierza Albina, opublikowana została Księga Pamięci Polaków deportowanych do KL Auschwitz z dystryktu warszawskiego, jak również niniejsza publikacja. Byli więźniowie uważają za swój obowiązek przypominać i ostrzegać, w różnych formach, przed tym co było i co nie powinno się powtórzyć.

    W krótkim wstępie poprzedzającym wykaz pierwszego transportu nie sposób wymienić wszystkich, a tym bardziej przedstawić szerzej sylwetek kilkuset bohaterskich Polaków, którzy po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę nie zawahali się ani na moment stanąć w obronie Ojczyzny, tak niedawno wyzwolonej spod długoletniej niewoli. Znaczna część spośród nich zasługiwałaby na odrębne biografie książkowe, ich działalność mogłaby być tematem prac magisterskich i doktorskich.

    Od ponad pięćdziesięciu lat rokrocznie więźniowie pierwszego transportu, niestety w coraz węższym gronie, w przeddzień kolejnej rocznicy deportacji do KL Auschwitz spotykają się w Tarnowie, a następnie (od roku 1983) w Złotej, miejscowości położonej niedaleko Tarnowa, aby uczestniczyć w uroczystej mszy świętej w tamtejszym kościele zaprojektowanym przez ich kolegę inż. architekta Józefa Stósa. 14 czerwca przyjeżdżają na teren byłego obozu, aby oddać hołd ofiarom KL Auschwitz i wspominać kolegów, którzy tu złożyli ofiarę ze swego życia. !

Irena Strzelecka

Patrz w lusterka, motocykle są wszędzie
Podaruj 1%
 
Rajd Pierwszego Transportu

TKM WATAHA
jest członkiem:

PRM Polski Ruch Motocyklowy

Polskiego Ruchu
Motocyklowego 1978

uskrzydlony 2009
 "Uskrzydlony 2009"
dla TKM WATAHA


© WATAHA 2003 - 2017